Powroty

Jazda przez uspione miasto – swiatla w budynkach, na ulicy, spokoj i cisza. Nie ma nikogo, tylko samochody z rzadka przemykajace po skrzyzowaniach. I od czasu do czasu migajace w gorze swiatelka samolotow zblizajacych sie do ladowania.

Autostrada wije sie leniwie i blyska czterema pasmami w swiatlach samochodu, szum silnika. Wrzucam piaty bieg i nie martwie sie czy spowoduje wypadek. Jedyna osoba poszkodowana moge byc tylko ja i ewentualnie jeszcze barierka badz kawalek muru oddzielajacy droge od reszty swiata. Czasem zza tego muru wyzieraja drzewa, pna sie jakiejs roslinki. Wyglada to bardzo surrealistycznie, zwlaszcza w nocy i to w nocy z mgla. Cos tam przeziera sie spoza magicznej kurtyny, ale tylko na moment, po czym znika w bialym tumanie. Cienie robia sie wieksze, bardziej straszne. Nagle mgla konczy sie jak siekiera ucial – wjezdzam na przecinke czystego powietrza. W dali widac juz nastepny balwan mgly i czerwonwe swiatelka jakiegos samochodu. Zmieniam pas i pedze dalej, mgla gestnieje. Znaki wylaniaja sie w ostatniej chwili, prawie przegapiam zjazd do mojego miasteczka. Podjazd prowadzi w gore – i powoli wylaniam sie znow z mgly. Nastepne uspione miasto, nikogo nie widac, spokoj, martwota. Nawet knajpy juz pozamykane – coz, 4 rano, trudno sie dziwic. Meczy mnie tylko brak stereo w samochodzie – akurat teraz mam nieodparta ochote na sluchanie Tangerine Dream, pasuje bardzo do sytuacji. No coz, zadowalam sie tym, co mi w duszy gra…

Dojezdzam do konca ulicy oswietlonej latarniami, zakret, jeszcze jeden i jestem na kretej i waskiej drodze prowadzacej do domu. O dziwo nie ma mgly, za to droge przebiega najpierw spanikowany kot, a potem zajac. Widze tez na poboczu jazace sie slepia jeleni – oby tylko nie zdecydowaly sie teraz wyjsc…
Z lewej strony wylaniaja sie drewniane zabudowania farmy “konskiej”. O tej godzinie i konie spia, stojac grzecznie w boksach….. Jeszcze jeden zakret i juz jestem u podnoza gory na ktorej stoi moj dom. Przede mna rozposciera sie przedziwny widok – miedzy dwoma wielkimi wzgorzami, dolina, leniwie snuje sie mgla. Oswietlona tylko ksiezycem sprawia niesamowite wrazenie, troche jak cos zywego a zarazem przerazliwie zimnego… klebiacy sie wodor, na granicy skroplenia. I na dodatek lekko opalizujacy w kolorze srebra.

Dojezdzam przed dom i zatrzymuje samochod oniemiala. Po lewej stronie, tam gdzie normalnie w dolinie widac miasto z ruchliwymi nitkami ulic i wstegami autostrad teraz widze tylko ocean mgly, mieniacy sie pomaranczowo-zolto-szarym swiatlem. Prawie tak, jakby za chwile mialo zaraz wyleciec z tego tumanu UFO i podazyc w sobie tylko znanym kierunku…. Tymaczsem nic takiego nie nastepuje, tylko chmury oparow poruszaja sie z lekka zapraszjac w swe czeluscie.

Odwracam glowe w druga strone. Otacza mnie przerazliwa cisza, az bolesna po warkocie silnika. Powietrze wydaje sie byc zupelnie szklane, przezroczyste. Gdyby gwiazdy mogly wydawac jakis dzwiek to, mysle sobie, teraz wlasnie slychac byloby przerazliwy lodowy pisk. Ale one tylko lsnia zlowieszczo jak cyrkonie rozrzucone na czarnym aksamicie. Usypiaja swoim pieknem.

Wychodze na skraj chodnika…dalej droga biegnie gwaltownym spadem w dol. Nie widze jednak nic – srebrnobiala milczaca para snuje sie tam teraz, podchodzi blizej i blizej….odcina sie wyraznie od granatu wzgorz i czerni nieba, saczy powoli i przybiera dziwne poszarpane ksztalty. Juz widze zjawy wylaniajace sie majestatycznie w zimnym swietle ksiezyca, czekaja na mnie. Ida, ida coraz blizej…. zachecaja do skoku w nieprzenikniony tuman, w pustke….nagle cos rozblyskuje gwaltownie, powodujac nieomal moj podskok i nagly przestrach. Goraczkowo rozgladam sie wokol, nie wiem co robic, naprawde sie boje, to ONI, ONI przyszli po mnie…. w ostatnim odruchu zdrowego rozsadku chowam sie za mur otaczajacy garaze. Czekam.

I wracam powoli do rzeczywistosci zimnej zamglonej nocy – to byl tylko jakis zapozniony samochod…. Narobil tylko niepotrzebnego halasu i zburzyl leniwe cienie mgly.. jaka szkoda. Nastroj prysl juz bezpowrotnie, zaluje tylko ze nie mam odpowiedniego aparatu zeby uwiecznic ta chwile. Zrezygnowana wchodze do domu, na wszelki wypadek zamykajac jednak starannie drzwi….

Leave a comment