Moj dom jest tam
gdzie i ja jestem
jest wewnatrz mnie
trwa niezmieniony
utkany z iluzji
puchu komfortu
psychicznej wygody
Tu zawsze wracam
uciekam czasem
od swiata ludzi
zgielku chaosu
Nie ma tu znaczen
wartosci wyrzutow
moralnosc nie straszy
gdzies z zakamarkow
nikt mnie nie szarpie
nie kaze wstawac
walczyc i biec i zwyciezac
Tutaj czas wolno plynie
oliwa slonca rzeka kolorow
otacza z wolna mieni sie lekko
zwiewne zapachy
ulotne dzwieki
glaszcza leciutko ma dusze
cisza i spokoj pozwala
przetrwac zobaczyc piekno
Lecz to tylko chwila
wolnosci we snie
na brzegu jawy w marzeniach
jutro znow trzeba wstac
magiczna granice przekroczyc
wpasc w wir wydarzen i biegu
nie dac sie zabic nie dac stratowac
wbic w rytm wyscigu
gonic do mety biec do zwyciestwa
dostac nagrode dostac nagrode
dyszec i krzyczec i kopac.
Kiedys sie potkne, upadne pewnie
sily wyciekna a z nimi zycie
chcialabym tylko raz jeszcze jeden
moc tam powrocic i sie zanurzyc
w cieple spokoju i zapomnieniu
zwolnic przystanac i odejsc godnie.
Leave a Reply