Ukazał się właśnie artykuł w Krytyce Politycznej, ze wszech miar warty przeczytania:
Biedni się nie buntują. Dlaczego kapitaliści muszą zwalczać demokrację
Sama teza główna to rzecz jasna nic nowego, ale opasłe tomy Marksa to jedno, a raport z działalności jednego z bardziej cenionych w Polsce think-tanków ameryańskich to drugie. Do tego nieco historii USA z wieku XX-tego, o ktorej można przeczytać tylko w jakichś specjalistycznych książkach w bibliotekach uniwersyteckich.
Poniżej wklejam kilka kawałków na zachętę:
W artykule opublikowanym we współpracy z „Guardianem” autorzy raportu zauważają: „Aktywistyczne skrzydło Heritage Foundation, wpływowego konserwatywnego think tanku z siedzibą w Waszyngtonie, wydało w 2021 roku ponad 5 milionów dolarów na lobbing. Celem tych działań było blokowanie federalnych przepisów dotyczących praw wyborczych i […] propagowanie skrajnie prawicowego programu wzywającego do stosowania agresywnych środków odbierania praw wyborczych lub utrudniania głosowania w kluczowych stanach”.
Jak można dowiedzieć się z raportu, fundacja odniosła na tym polu znaczące sukcesy.
[…]
Większość ludzi, w tym wiele osób w mediach, żywi przekonanie, że bogaci chcą po prostu wpływać na ustawodawstwo dla własnych korzyści – na przykład po to, by nie dopuścić do znaczącego wzrostu podatków, który uszczupliłby ich majątki. Z pewnością dla niektórych z nich jest to główny motyw. Nie jest to jednak cała prawda.
[…]
Bogaci obawiają się, że Ameryce szkodzi nadmiar demokracji.
Współczesny kontekst tego problemu zaczyna się u progu lat 50., kiedy to konserwatywny myśliciel Russell Kirk wysunął zaskakującą hipotezę, która fundamentalnie odmieniła nasz kraj i świat. W owym czasie amerykańska klasa średnia rozrastała się szybciej niż jakakolwiek klasa średnia w dziejach ludzkości, zarówno jeśli chodzi o jej liczebność, jak i dochody oraz ogólny poziom zgromadzonego bogactwa. Co więcej, klasa średnia powiększała swój majątek i dochód szybciej niż górny 1 procent społeczeństwa.
Kirk i jego koledzy, tacy jak wpływowy konserwatywny komentator William F. Buckley, przekonywali, że gdy klasa średnia i mniejszości staną się zbyt zamożne, poczują się na tyle bezpiecznie i swobodnie, że aktywnie włączą się w procesy polityczne, tak jak dotąd czynili to wyłącznie ludzie bogaci. Konserwatyści uznali, że taka ekspansja demokracji doprowadziłaby do całkowitego załamania się porządku społecznego, wywołując chaos, zamieszki, a być może nawet upadek republiki.
[…]
Zwolennicy Kirka podchwycili tę argumentację. Twierdzili, że gdyby amerykańska klasa średnia stała się na tyle majętna, by mieć czas na aktywność polityczną, konsekwencje tej przemiany byłyby równie tragiczne w skutkach. Ostrzegano, że kobiety przestałaby szanować (i zależeć od) swoich mężów, młodzież przestałaby szanować starszych, zaś mniejszości zaczęłyby wysuwać skandaliczne żądania i cały kraj stanąłby w ogniu rewolucji.
[…]
W 1961 roku zalegalizowano pigułkę antykoncepcyjną, która do 1964 roku zdążyła się upowszechnić; przyczyniło się to do powstania Ruchu Wyzwolenia Kobiet, ponieważ kobiety, mając odtąd kontrolę nad własnymi zdolnościami reprodukcyjnymi, domagały się równości w miejscu pracy.
[…]
W 1967 roku zbuntowali się młodzi ludzie na kampusach uniwersyteckich; celem ich gniewu była nielegalna wojna w Wietnamie.
Ruch pracowniczy przechodził własne chwile ożywienia: w latach 60. w Ameryce rozprzestrzeniły się strajki, począwszy od robotników rolnych w Kalifornii, a na hutnikach w Pensylwanii kończąc. Tylko w 1970 roku strajkowały ponad 3 miliony pracowników w 5716 miejscach pracy.
Do tego przez całą dekadę zaprzestania przemocy policyjnej i rozszerzenia praw obywatelskich i wyborczych domagali się Afroamerykanie. Pod koniec lat 60. w odpowiedzi na kilka brutalnych i dobrze nagłośnionych przypadków policyjnej przemocy wobec czarnych wybuchały zamieszki. Kilka miast stanęło w płomieniach.
[…]
Republikańskie/konserwatywne rozwiązanie „narodowego kryzysu”, o jakim świadczyły te ruchy, zostało wprowadzone w życie w dniu wyborów z 1980 roku: projekt „reaganowskiej rewolucji” polegał na cofnięciu demokracji i obniżeniu pozycji klasy średniej, co miało doprowadzić do ustania i zażegnania groźby społecznej destabilizacji. Jego celem było w istocie ocalenie Ameryki przed nią samą.
Plan polegał na wypowiedzeniu wojny związkom zawodowym, aby płace spadły lub przynajmniej uległy zamrożeniu na kilka dekad; likwidacji darmowych studiów w całym kraju, aby studenci uczyli się w atmosferze strachu i stracili wszelką chęć do buntu; wreszcie na zaostrzeniu kar, którymi obłożył narkotyki Richard Nixon, tak aby nowe prawo można było wykorzystać przeciwko antywojennym hipisom i czarnym, którzy domagali się głosu w demokracji.
John Ehrlichman, prawa ręka Nixona, tak skomentował tę kwestię w rozmowie z reporterem Danem Baumem: „Chcesz wiedzieć, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodziło? Kampania Nixona w 1968 roku, a później Biały Dom pod rządami Nixona, miały dwóch wrogów: antywojenną lewicę i czarnych. Wiedzieliśmy, że nie możemy zdelegalizować bycia czarnym ani bycia przeciwko wojnie, ale sprawiając, że opinia publiczna zaczęła kojarzyć hipisów z marihuaną, a czarnych z heroiną, a następnie kryminalizując ich zachowania, mogliśmy rozbić obie te grupy. Mogliśmy zamykać ich przywódców, urządzać im naloty, rozbijać spotkania i codziennie obsmarowywać ich w wieczornych wiadomościach. Czy wiedzieliśmy, że kłamiemy w sprawie narkotyków? Oczywiście, że tak”.
[Reagan] Sprowadził do Białego Domu młodego prawnika, Johna Robertsa, aby znaleźć sposób na obalenie decyzji Sądu Najwyższego z 1973 roku w sprawie Roe vs. Wade (Dziś Roberts jest jednym z konserwatywnych sędziów Sądu Najwyższego – przyp. red.). A jego zastępca, wiceprezydent George W. Bush senior, sprowadził swojego syna, by budował pomost między Partią Republikańską a najbardziej fanatycznymi odłamami ewangelicznego chrześcijaństwa, które sprzeciwiały się zarówno prawom kobiet, jak i ruchowi praw obywatelskich.
Reagan i Bush zaopiekowali się również dogorywającym Układem Ogólnym w Sprawie Taryf Celnych i Handlu z 1947 roku (GATT, który później pomógł Clintonowi w stworzeniu Światowej Organizacji Handlu) oraz Północnoamerykańskim Układem o Wolnym Handlu (NAFTA), co otworzyło amerykańskim firmom furtkę do przenoszenia produkcji za ocean, pozbawiając amerykańskich pracowników zatrudnienia, jednocześnie tnąc koszty pracy i poziom uzwiązkowienia pracowników.
Zdwojone wysiłki Reagana na froncie wojny z narkotykami zniszczyły czarne społeczności, a liczba osadzonych w USA urosła do największej na świecie, zarówno biorąc pod uwagę procent całej populacji, jak i liczbę bezwzględną. W wyniku wojny wydanej pracownikom w ciągu kilku dekad płace minimalne i średnie spadły o więcej, niż miało to miejsce od czasu Wielkiego Kryzysu za rządów republikanów w latach 30., po uwzględnieniu inflacji. Z kolei wojna wydana studentom podniosła koszty edukacji tak bardzo, że całe pokolenie jest dziś obciążone ponad 1,7 biliona dolarów długu studenckiego, w związku z czym wielu z nich woli nie „stwarzać problemów” na uczelniach, by nie narażać swojej przyszłości.
Recent Comments