Posted by: futrzak | 14 June 2024

Co jest nie tak z polską ginekologią

1. Antypacjencka, błędna i bardzo wąska interpretacja prawa.

Zewsząd słyszymy, że musi wystąpić bezpośrednie zagrożenie życia osoby w ciąży, by móc zrobić aborcje – to nieprawda. Ustawa nie mówi nic o “bezpośrednim” zagrożeniu życia. Mówi o zagrożeniu zdrowia i życia. Zagrożenie dla zdrowia i życia powinno być interpretowane zgodnie z definicją “zdrowia” Światowej Organizacji Zdrowia, czyli ogólnego dobrostanu (również psychicznego i społecznego, a nie jedynie braku choroby).

2. Płodocentryzm

czyli stawianie na równi albo nawet wyżej ochrony płodu
od osoby w ciąży. Bardzo widoczne jest przy wybieraniu postawy wyczekującej na ustanie “akcji serca” płodu, choć znowu nie mamy w ustawie ani w konstytucji zapisów o “ochronie życia od poczęcia” takie jak funkcjonują na Malcie czy w Irlandii przed referendum. To znowu lekarska interpretacja – skrajnie antypacjencka, zagrażająca naszemu zdrowiu i życiu. Ostatnie przypadki śmierci to właśnie przypadki płodocentryzmu – czekania aż dojdzie do zgonu płodu, by rozpocząć działania ratującej pacjentkę. Tak zmarły Dorota i Iza.

3. Okłamywanie pacjentek

Dorota zmarła dlatego, że nikt jej nie powiedział prawdy:
że bezwodzie poniżej 22 tygodnia ciąży to ryzyko dla jej zdrowia i życia oraz praktycznie zerowe szanse na żywe
i zdrowe urodzenie. Zamiast tego Dorota usłyszała, że jak będzie leżeć to wszystko będzie dobrze. Takich sytuacji jest więcej: pani Marina, której nie powiedziano, że płód nie ma główki. Pani od Chazana, która diagnozę o wadach płodu poznała dopiero po konsultacji z innym specjalistą. Wczorajsza historia pani z Bydgoszczy u której wykryto zaśniad groniasty i nawet wtedy nie chciano przeprowadzić aborcji i straszonoją konsekwencjami przerwania ciąży.

4. Traktowanie z pozycji wyższości

“nikt ze mną nie rozmawia”, “nikt mi nie mówi co się dzieje”, “nie mogę się doprosić żadnej informacji, “mówią, że wymyślam” – to są wiadomości, które słyszymy bardzo często.
Ginekolodzy odmawiają aborcji nawet wtedy, gdy mają zaświadczenie od specjalisty, a niekiedy nie chcą dać pacjentce odmowy na piśmie, co ułatwia odwołanie od decyzji. Pacjentka pozostaje sama. Pamietajmy, że wiele osób ciągle ma ogromne zaufanie do lekarzy, nawet jeśli czują, że są traktowane przedmiotowo. Jako lekarze macie prestiż nawet jeśli nic nie robicie. Ale w aborcji i ochronie naszego zdrowia jesteście pierdolonymi ignorantami.

5. Brak wiedzy i praktyki w robieniu aborcji nowoczesnymi metodami.

Łyżeczkowanie używana powszechnie w polskich szpitalach już dawno zostało uznana przez WHO za przestarzałą i najbardziej inwazyjną metodę. Na Zachodzie zastąpiono
ją tabletkami aborcyjnymi, aborcją próżniową, czy bardziej zaawansowanym metodom takim jak D&E i D&X.
Wytyczne WHO mówią jasno: łyżeczkowanie należy bezwzględnie zastąpić próżniówką, gdy tylko to możliwe. Tymczasem od polskich ginekologów często można usłyszeć, że po aborcji tabletkami pacjentkę należy wyłyżeczkować.
Dlaczego? Bo tak ich nauczono. Czy są ssaki do próżniówki
w Polsce? Po co – przecież tu się nie robi aborcji.

6. Niedouczenie

Z zatwierdzonych podręczników dla studentów i studentek medycyny nie dowiemy się nic o przerywaniu ciąży. Aborcji – jednego z najczęściej wykonywanych zabiegów w ginekologii, nie uczy się w trakcie studiów medycznych w Polsce. Pewnie niektóre osoby powiedzą, że to wiedza zarezerwowana dla ginekologów – nie do końca. W UK czy Holandii aborcje może zrobić lekarz pierwszego kontaktu. W wielu krajach poszerza się zadania położnych czy pielęgniarek o robienie aborcji poprzez podawanie leków. Takie decyzje polepszają sytuacje nie tylko osób w niechcianych ciążach, ale również tych w trakcie poronień. Aborcja zwłaszcza tabletkami nie wymaga specjalistycznej wiedzy, jest też bardzo prostą interwencją medyczną. Tymczasem w Polsce ginekolodzy nie chcą jej robić, ale też nie chcą jej nikomu oddać.

7. Stygmatyzacja aborcji

Ginekolodzy i ginekolożki w Polsce nie lubią aborcji, nie chcą jej wykonywać, a to ma wpływ na nas – na pacjentki. Negatywny stosunek polskich lekarzy do pacjentek chcących przerwać ciążę potwierdza badanie z 2017 roku „Nie taki diabeł straszny, jak go malują… Aborcja w domu z pomocą infolinii aborcyjnych”. Wywiady z respondentkami – kobietami, które przerwały ciąże w Polsce, potwierdzają, że wiele z nich woli w ogóle nie mówić swoim lekarzom o aborcji. Obawiają się potępienia i odrzucenia. Te, które zdecydowały się powiedzieć swojemu lekarzowi o planie przerwania ciąży, spotkały się ze stygmatyzacją i straszeniem. Zdarza się, że ginekolodzy informują organy ścigania o tym, że pacjnentka przerwała ciąży. Czy może być coś gorszego niż być lekarzem kapusiem?

8. Cisza

Ginekolodzy jest to grupa uprzywilejowana, która ma obowiązek zająć się tym burdelem – nie poprzez jojczenie w mediach jak im źle i trudno, ale poprzez mówienie „chce móc robić aborcje”, „chce móc naprawdę pracować, a częścią mojej pracy jest robienie aborcji, „chce móc leczyć pacjentki zgodnie z najnowszą wiedzą medyczną”. I nie tylko w tych super trudnych przypadkach ale ZAWSZE wtedy gdy osoba się do mnie zwróci z taką potrzebą. Stoi za mna wiedza naukowa, standardy, rekomendacje WHO.
Od lekarzy oczekujemy tego, że będą dbać o nasze zdrowie i życie, że nie będą ryzykować naszym życiem, że będą godni zaufania, że wykorzystają swój przywilej i aktywnie włączą się w walkę o zmianę społeczną. Serio już dosyć tego chowania się za przepisami, które żadnego lekarza nie skazały za aborcje wykonana w sytuacji zagrożenia zdrowia.

9. Pycha i toksyczna hierarchia wewnątrz środowiska

Znamy fajne lekarki, które nie chcą pracować w Polsce, bo mówią, że to jak uderzanie głową o antyaborcyjny beton. Zaczynają z zapałem, wiedzą, dobrym nastawieniem, ale szybko dostają po łapach, jeśli tylko robią albo mówią coś innego niż stary profesor ordynator. Przez co młode, fajne lekarki, z najnowszą wiedzą dotyczącą aborcji albo muszą się podporządkować albo uciekać. Solidaryzujemy się z koleżankami lekarkami i personelem medycznym, który walczy o zmianę, ale często zostaje upupiony przez dziadersów medycyny.
Pokazem pychy i toksyny jest też najnowsze stanowisko PTGiP, które umie się zorganizować tylko wtedy, gdy ich “autorytet” jest zagrożony.

źródło

PS:
Od siebie dodam, że od mnóstwa znajomych i nieznajomych słyszałam, że “ale trzeba odsunąć PiS od władzy”. Rok temu mówiłam, ze to NIC nie da i że będzie tak samo.
I co? Nowej władzy strzeliło półroczku a obecne ministerstwo zdrowia nie robi nic, zeby zmusic publiczne placówki do przestrzegania prawa – ba, nawet nie udaje, że coś będzie robić w tej kwestii.


Leave a comment

Categories