Poniższe cytaty dotyczą Polski:
“Ze stron portali internetowych dowiadujemy się o życiu gwiazd, o willach i super furach celebrytów i menedżerów, ale nie o tym, że sąsiad pożycza w Providencie, żeby zapłacić rachunki i wyżywić rodzinę, ogrzać mieszkanie i ubrać dzieciaki. A co piąta rodzina w Polsce pożycza u lichwiarzy, żeby jakoś dociągnąć do pierwszego. Tak mówią dane GUS-u.
[…]
W ankietach ludzie kłamią, żeby lepiej wypaść. Dlatego opracowany na podstawie takich ankiet współczynnik nierówności Giniego jest w Polsce taki jak w Danii. A przecież wszyscy jakoś czujemy, że u nas nierówności są nieporównanie większe niż w tej skandynawskiej krainie równości.
Tylko że tam współczynnik Giniego mierzy się w oparciu o twarde dane podatkowe, a nie badania ankietowe. Kiedy skorygowano nasz wskaźnik o te same dane, okazuje się, że pod tym względem bardziej przypominamy Turcję.
Sam łapię się na tym, że po zakupach w Ikei, gdzie trudno znaleźć miejsce na parkingu, a drogie fury aż lśnią od czystości, zaczynam wątpić w całą swoją wiedzę o biedzie i nierównościach. I wtedy przypominam sobie, że Warszawa z przyległościami ma dochód per capita wyższy niż region paryski czy sztokholmski.
Koncentracja bogactwa w dużych metropoliach przy powszechnym niedostatku na prowincji w połączeniu z faktem, że większość Polaków nie mieszka w dużych miastach, daje jednak obraz zupełnie odmienny.
W Długosiodle, w sercu Puszczy Białej, zaledwie ok. 100 km od Warszawy prawie nikt nie ma umowy o pracę, a płaca minimalna to rzadki przywilej.
Według zespołu Thomasa Pikietty’ego Polska jest krajem największych nierówności w Unii Europejskiej. I mimo że znakomita większość ankietowanych Polaków i Polek deklaruje przynależność do klasy średniej, to w świetle obiektywnych danych, choćby o oszczędnościach, te deklaracje są wyrazem aspiracji, a nie stanu faktycznego. Ten sam zespół badaczy ustalił, że majątek 50 procent polskiego społeczeństwa wynosi minus 700 euro.
[…]
Gdyby istniał statystyczny Polak, opływałby w dostatki. Stać by go było prawie wszystko. Ale statystyczny Polak nie istnieje. Wprawdzie przeciętne wynagrodzenie „na rękę” to dziś jakieś 4800 zł, ale zdecydowana większość spośród 16 mln ludzi pracy w Polsce zarabia o wiele mniej. Najczęściej występująca płaca niewiele przekracza minimalną, która wynosi 2200 zł.
Adam Smith, twórca ekonomii klasycznej i patron liberałów uważał, że płaca pracownika powinna wystarczać na utrzymanie czteroosobowej rodziny: męża, żony i dwójki dzieci. Dziś nie wystarcza. Jeśli mąż i żona pracują i są zmuszeni wynajmować mieszkanie, jedna pensja w całości idzie na wynajem. Zdarza się jednak, że dzieci są jeszcze małe i żona (rzadziej mąż) zostaje w domu. Wtedy pracujący małżonek musi podejmować dodatkową pracę lub brać nadgodziny, żeby nie pożyczać na życie.
Połowa Polaków nie ma ani złotówki oszczędności. To chyba też ankietowe, więc zapewne jest jeszcze gorzej.
By: Krzysztof Lis on 23 January 2023
at 11:02
@Krzysztof Lis:
No chyba tak, skoro wg zespołu Pikietty’ego aż połowa ma ujemne equity, a wiec dlugi. Zyjących paycheck-to-paycheck zapewne jest więcej. No ale z perspektywy politycznych elit z duzych miast tego nie widac. Ich to nie dotyczy.
By: futrzak on 23 January 2023
at 13:29